W ostatnim czasie w środkach masowego przekazu coraz częściej pojawia się słówko „Polexit”. Służy to bardziej jako obelga polityczna, aniżeli jakiś sensowny zamiar. W Polsce dotąd nigdy nie przeprowadzono rzetelnej debaty nt. korzyści i strat wynikających z członkostwa Polski w Unii Europejskiej, ani nawet jakiś bardziej sensownych dyskusji publicznych na temat jej kształtu. Systemowe wady UE są przemilczane lub umniejszane. A już każdy prawdziwy zwolennik Polexitu to rosyjski agent, choćby przytaczał on żelazne argumenty. Propaganda w tym względzie działa w pełni, a inne poglądy są cenzurowane.
Jednostronny obraz jest zawsze widoczny 1 trawnia, przy okazji rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Szczególnie było to widoczne w 2019 roku, gdy wypadała 15 rocznica. Unijna propaganda wylewała się ze wszystkich stron, często była to pierwsza wiadomość środków masowego przekazu. Niestety także podczas obchodów Święta Pracy często pozytywnie wspominano wstąpienie do UE, pojawiały się flagi europejskie. Jest to poważny błąd, lewica powinna być przeciwko Unii Europejskiej gdyż jest ona z założenia organizacją rozszerzającą i utrzymującą kapitalizm. Argumenty zwolenników Unii Europejskiej są zawsze płytkie, wyrwane z kontekstu i bez zgłebienia.
Podstawowym argumentem są wszelkiej maści fundusze, dotacje i dopłaty płynące do Polski z Unii Europejskiej. Często wrzucany jest wykres ze strony Ministerstwa Finansów, porównujący przekazy pieniężne z Unii Europejskiej do składki członkowskiej, a nie uwzględniający szeregu innych rzeczy (o czym niżej). Unia Europejska robi z resztą wszystko, aby zawsze zaznaczyć bytność funduszy europejskich, przez obowiązek umieszczania stosownych tablic ze znakami chorągwi europejskiej. Robi to wrażenie, że gdyby nie UE, to nie byłoby w Polsce prawie niczego, choćby to był zwykły park w śródmieściu. Dotacja z UE mogła stanowić nawet mniejszą część przedsięwzięcia, ale tablica z gwiazdkami musi stanąć. Tymczasem środki unijne to 10% inwestycji publicznych, a w skali całego kraju to tylko 1% wszystkich inwestycji. Przykłady Polski Ludowej czy obecnej Białorusi pokazują, że bez dotacji z UE można normalnie działać i budować tak społecznie użyteczne rzeczy bez eurocenta unijnej dotacji.
Nikt nie mówi jakim kosztem odbywa się udzielanie dotacji z Unii Europejskiej. Trzeba być naiwnym, aby wierzyć że państwa takie jak Niemcy czy Francja dają za pośrednictwem Unii Europejskiej pieniądze, nie oczekując niczego w zamian. W zamian jest otwarty rynek, dzięki czemu kapitał zachodni bez skrępowania drenuje nasz rynek. Zachodnie państwa ciągną od nas tanią siłę roboczą oraz specjalistów potrzebnych Polsce. Ci, którzy nie wyjadą, mogą być zatrudnieni w wielu montowniach zagranicznych koncernów. Równocześnie nie jesteśmy aż tak biednym krajem – takie do UE nie są wpuszczane, bo byłyby zbyt dużym obciążeniem – przez co możemy być rynkiem zbytu dla wielu zachodnich wytwórców.
Najwięcej kapitału zagranicznego w Polsce to właśnie kapitał niemiecki. Działa to jednostronnie. Nie ma możliwości, by np. Poczta Polska działała na zachodnich rynkach, podczas gdy państwowa Poczta Francuska (La Poste) i Poczta Niemiecka (Deutsche Post) działają na polskim rynku pod firmami DPD i DHL. Nie było możliwości, by Telekomunikacja Polska działała na zachodnich rynkach, podczas gdy Telekomunikacja Niemiecka (Deutsche Telekom) i Telekomunikacja Francuska (France Telecom) działają na polskim rynku pod firmami T-Mobile i Orange (w tym przejmując Telekomunikację Polską). Polskie banki spółdzielcze nie mają możliwości działania na rynku francuskim, podczas gdy francuskie banki spółdzielcze działają w Polsce pod firmą Kredyt Rolny Bank Polska (Crédit Agricole Bank Polska). Podobnych przykładów jest całe mnóstwo, kiedy w drugą stronę są tylko pojedyncze przypadki. Istnieje, co prawda, prawna możliwość, ale w praktyce jest to trudne. Z resztą, wystarczy się rozejrzeć. Na polach pracują głównie niemieckie czy niderlandzkie maszyny, a sieci sklepów należą do niemieckich czy portugalskich właścicieli. Gdyby ktoś silniejszy z Polski próbował, napotka na odpowiednie trudności ze strony państw zachodnich, słusznie chroniących swoich własnych interesów.
Kapitał zagraniczny otrzymuje też konkretne wsparcie od polskich władz. Hipermarkety, należące do zachodnich sieci, jak i wiele innych zagranicznych zakładów, otrzymały konkretne ulgi od podatków. Wiele zachodnich firm umiejscowiło się w specjalnych strefach ekonomicznych, gdzie tylko 20% działających tam firm należy do kapitału polskiego.
Koszty drenażu polskiego rynku są bardzo konkretne. Dodajmy do tego inne koszty powiązane z dotacjami unijnymi. Same operowanie dotacjami jest już związane z nadmiernymi kosztami, bo Unia Europejska przywiązuje przesadną rolę do biurokracji służącej też odpowiednim interesom. Istnieją specjalnie powołane instytucje do obsługi tej biurokracji, jak Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Bywa czasami tak, że warunkiem otrzymania dotacji z Unii Europejskiej jest konieczność wyłożenia wkładu własnego, który koniecznie musi być pożyczony w banku.
Unia Europejska rozszerzając się na kraje Europy Środkowo-Wschodniej doskonale zdawała sobie sprawę, że po wprowadzeniu swobody przepływu kapitału, przedsiębiorstwa tych krajów nie będą w stanie zagrozić przedsiębiorstwom zachodnim. Na swobodzie przepływu kapitału miały zyskać gospodarki zachodnie, a przedsmak tego był obserwowany od 1990 roku, szczególnie przy anektowaniu Niemiec Wschodnich. Aby być tego bardziej pewnym, przed wstąpieniem UE nakazała odpowiednie zmiany strukturalne w gospodarce, polegające na demonopolizacji, deregulacji i prywatyzacji całych branż.
Oczywiście nie jest tak, że gdyby nie UE, to kapitał zagraniczny nie drenowałby polskiego rynku. Wszak przed 2004 rokiem także był obecny, a kapitał spoza UE, np. amerykański, również sobie drenuje Polskę. Niemniej, całkowita swoboda przepływu towarów, usług i kapitałów wewnątrz Unii Europejskiej to zdecydowanie ułatwia, a dane jasno wskazują, że kapitał zagraniczny w Polsce pochodzi głównie z Unii Europejskiej. Zainwestowany kapitał zagraniczny w Polsce w 88,6% pochodzi z Unii Europejskiej (dane na 2019 rok). Najwięcej, 28% eksportu z Polski to eksport do Niemiec (dane na 2018 rok). Spośród przedsiębiorstw z kapitałem zagranicznym, 22,3% należy do Niemiec, a do drugich w kolejności Niderlandów 9,8%, trzecia jest Francja (dane na 2017 rok). „Polski” eksport to w 66% eksport firm zagranicznych (dane na 2017 rok).
Kapitał zagraniczny zarabia też bezpośrednio na przedsięwzięciach dofinansowanych przez Unię Europejską, np. drogi budują takie firmy jak Strabag, Eurovia czy Berger Bau. Kapitałowi zachodniemu służy też budowana w Polsce infrastruktura z funduszy UE, bo przecież jakoś trzeba wywieźć zmontowane tanio w Polsce produkty.
Kolejnym kluczowym argumentem zwolenników Unii Europejskiej jest swoboda podróży. Pomija się, że dziwnym trafem do Układu z Szengen należą też państwa nie należące do Unii Europejskiej, jak Islandia, Lichtensztyn, Norwegia, Szwajcaria. Otwarte granice z państwami Układu z Szengen mają Monako, San Marino i Watykan. Do ułatwień w podróży Unia Europejska nie jest potrzebna, można to zrobić na kanwie zwykłych porozumień międzynarodowych. W Układzie z Szengen doszło z resztą do skrajności, gdzie granica państwowa pozbawiona jest jakiegokolwiek nadzoru, ułatwiając działalność przestępczą. 100-150 km zachodniej granicy jest strzeżonej przez jedną strażnicę, przez co łatwo do Polski wwieźć np. odpady. Ponadto, obecność w Unii Europejskiej nie ułatwia podróżowania i współpracy międzynarodowej z naszymi wschodnimi sąsiadami, z którymi mamy wiele więzi społecznych i gospodarczych. Czy ktoś dzisiaj jeszcze pamięta ruch bezwizowy z Rosją?
Innym argumentem zwolenników Unii Europejskiej jest rzekome zapewnianie praworządności i demokracji. „Jakby nie UE, to PiS robiłby już całkowicie co chce.” To kolejny miałki argument. Unia Europejska gwarantuje praworządność tylko wybiórczo, tam gdzie jej to pasuje. Wystarczy obejrzeć obrazki z głosowania ludowego w Katalonii lub brutalne pacyfikacje protestów żółtych kamizelek we Francji. Nie ma to nic wspólnego z praworządnością, a mimo to organom Unii Europejskiej to nie przeszkadza i w ogóle nie reagują na te okoliczności. Ostatnie obrazki w Polsce z wypychania nielegalnych migrantów i wywożenia ich na granicę w lesie też do cywilizowanych i prawnych nie należą, a akurat za ochronę granic Polska została pochwalona przez UE. Poza tym jest to argument przeciwko Polakom, bo czy rzeczywiście potrzebujemy nadzoru obcej instytucji nad naszym krajem? Sami nie możemy doprowadzić do porządku?
Zwolennicy Unii Europejskiej chyba w ogóle nie wiedzą, co jest podstawą funkcjonowania Unii. Jest nią kapitalizm, a dokładniej znoszenie barier w wolnym rynku, w wolnym przepływie kapitałów. Korzystają na tym silne gospodarki państw bogatych, jak Niemcy czy Francja. Unia Europejska nakazuje deregulację poszczególnych rynków, nawet w sektorze użyteczności publicznej. Unia zabrania tworzenia monopolu np. na kolei, mimo że mogłoby to przynieść ogromne korzyści społeczeństwu przez pokrywanie strat z działalności niedochodowej zapewnionymi zyskami z działalności dochodowej.
Unia Europejska ogranicza też prawo do samostanowienia. Takich ograniczeń nie mieliśmy będąc w Bloku Wschodnim i Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Nikt wówczas arbitralnie nie decydował o tym, by dany zakład pracy odgórnie zamknąć, jak było ze Stocznią Szczecińską – 30-tysięczny zakład pracy, mający ogromny wpływ na polską gospodarkę i społeczeństwo. Nikt ponad nami nie postanawiał o zamknięciu kopalni i elektrowni „Turów”, też ogromnych zakładów pracy, mającego strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego. Wyłączenie Kopalni „Turów” jest w swej istocie awykonalne i tylko jacyś biurokraci w Brukseli bez znajomości tematu mogli to zarządzić. Brak zastosowania się do wskazań narzucanych odgórnie przez Komisję Europejską może spowodować przekształcenie kraju w kolonię dłużną, tak jak to Niemcy zrobiły z Grecją, mając gdzieś bezpieczeństwo socjalne i potrzeby społeczne. Tak samo skończyłyby się próby wprowadzenia socjalizmu będąc członkiem Unii Europejskiej.
Takie dążenia jak europejska płaca minimalna, europejski spis praw pracownika czy jakaś karta praw podstawowych są tylko listkiem figowym. Podstawa Unii Europejskiej, dla której powstała i się rozszerzała, to kapitalizm działający w interesie zachodnich kapitalistów i bankierów. Świadczy też o tym zainteresowanie Unią Europejską służbą zdrowia – jest to kwestia całkowicie wyjęta z warunków członkostwa w Unii Europejskiej, mimo ze przecież ma podstawowe znaczenie dla obywateli. Masz mieć otwarty rynek, ale szpitale możesz zamykać, a ludzie mogą umierać na ulicy gdy zabraknie karetki.
Opozycja lubi obrzucać rząd Prawa i Sprawiedliwości „Polexitem”, ale używa go wyłącznie jako zniewagi, a nie jako rzeczywisty argument. Prawo i Sprawiedliwość walczy z Niemcami i zachodem wyłącznie symbolicznie. Czasami coś wspomną o reparacjach wojennych, czasami coś powiedzą nieprzychylnego w „Wiadomościach”, zrobią dym o brak użycia nazwy „niemieckie obozy koncentracyjne”, ale nic więcej. A przecież priorytetem powinny być sprawy gospodarcze. Skoro więc Lidlowi czy Folkswagenowi zyski z Polski nie maleją, to żadnych dymów nie będzie. Niemcy, największy wpłacający do budżetu Unii Europejskiej, nie będą zainteresowane pozbawieniem się taniej siły roboczej i rynku zbytu. Już pomijając, że czegoś takiego jak wyrzucenie państwa z Unii Europejskiej nie przewidują żadne umowy międzynarodowe i unijne traktaty. To jest niemożliwe. W najgorszym wypadku jest możliwe „ochłodzenie” więzi, ale i do tego trzeba by się było mocno postarać, do czego nie są zdolni rządzący Polską.
Przypisywanie Polexitu do Prawa i Sprawiedliwości jest tanią zagrywką propagandową, bo same Prawo i Sprawiedliwość nie jest skłonne do jakiejś większej retoryki przeciwko Unii Europejskiej. Zawsze byli i są zwolennikami członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Bohaterem jest dla nich prez. Lech Aleksander Rajmundowicz Kaczyński, który podpisał Traktat Lizboński, jeszcze bardziej odzierający nas z suwerenności w Unii Europejskiej. Idą też w sukurs polityce zachodu wobec Rosji i Białorusi, podsycając nienawiść do tych państw. Mało się nie pozabijali o kredytową pomoc z Funduszu Odbudowy Unii Europejskiej, co jeszcze bardziej uzależnia nas od Unii Europejskiej. Zgodzili się też na mechanizm warunkowości funduszy europejskich.
Jaka alternatywa? Alternatywą nie jest samo wystąpienie z Unii Europejskiej. Kapitalizm w Polsce nie jest w stanie rozwiązać wielu podstawowych problemów. Struktury państwowe w kapitalizmie nie są w stanie zapewnić często nawet bieżącego utrzymania niezbędnych rzeczy. Samo wystąpienie z UE oczywiście należy popierać i byłoby krokiem naprzód, szczególnie w kwestii suwerenności Polski, ale nie polepszyłoby życia. W wydaniu prawicowców skończyłoby się to wręcz izolacją i pogorszeniem warunków życia. Wystarczy spojrzeć jak obrzydzono Brexit, którego wykonanie po stronie Unii Europejskiej było celowo fatalne. Dlatego też oprócz wystąpienia z Unii Europejskiej należy zmienić ustrój na ustrój uspołeczniony, który zapewni odpowiedni rozwój oraz suwerenność. Przyszłość leży w poszanowaniu praw narodów do samostanowienia i suwerenności ich krajów, w poszanowaniu odrębności interesów narodowych, w nieingerowaniu w sprawy wewnętrzne innych państw oraz w przyjaznej neutralności wobec wszystkich innych krajów. I to jest lewicowa alternatywa wobec Unii Europejskiej.
Jednostronny obraz jest zawsze widoczny 1 trawnia, przy okazji rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Szczególnie było to widoczne w 2019 roku, gdy wypadała 15 rocznica. Unijna propaganda wylewała się ze wszystkich stron, często była to pierwsza wiadomość środków masowego przekazu. Niestety także podczas obchodów Święta Pracy często pozytywnie wspominano wstąpienie do UE, pojawiały się flagi europejskie. Jest to poważny błąd, lewica powinna być przeciwko Unii Europejskiej gdyż jest ona z założenia organizacją rozszerzającą i utrzymującą kapitalizm. Argumenty zwolenników Unii Europejskiej są zawsze płytkie, wyrwane z kontekstu i bez zgłebienia.
Podstawowym argumentem są wszelkiej maści fundusze, dotacje i dopłaty płynące do Polski z Unii Europejskiej. Często wrzucany jest wykres ze strony Ministerstwa Finansów, porównujący przekazy pieniężne z Unii Europejskiej do składki członkowskiej, a nie uwzględniający szeregu innych rzeczy (o czym niżej). Unia Europejska robi z resztą wszystko, aby zawsze zaznaczyć bytność funduszy europejskich, przez obowiązek umieszczania stosownych tablic ze znakami chorągwi europejskiej. Robi to wrażenie, że gdyby nie UE, to nie byłoby w Polsce prawie niczego, choćby to był zwykły park w śródmieściu. Dotacja z UE mogła stanowić nawet mniejszą część przedsięwzięcia, ale tablica z gwiazdkami musi stanąć. Tymczasem środki unijne to 10% inwestycji publicznych, a w skali całego kraju to tylko 1% wszystkich inwestycji. Przykłady Polski Ludowej czy obecnej Białorusi pokazują, że bez dotacji z UE można normalnie działać i budować tak społecznie użyteczne rzeczy bez eurocenta unijnej dotacji.
Nikt nie mówi jakim kosztem odbywa się udzielanie dotacji z Unii Europejskiej. Trzeba być naiwnym, aby wierzyć że państwa takie jak Niemcy czy Francja dają za pośrednictwem Unii Europejskiej pieniądze, nie oczekując niczego w zamian. W zamian jest otwarty rynek, dzięki czemu kapitał zachodni bez skrępowania drenuje nasz rynek. Zachodnie państwa ciągną od nas tanią siłę roboczą oraz specjalistów potrzebnych Polsce. Ci, którzy nie wyjadą, mogą być zatrudnieni w wielu montowniach zagranicznych koncernów. Równocześnie nie jesteśmy aż tak biednym krajem – takie do UE nie są wpuszczane, bo byłyby zbyt dużym obciążeniem – przez co możemy być rynkiem zbytu dla wielu zachodnich wytwórców.
Najwięcej kapitału zagranicznego w Polsce to właśnie kapitał niemiecki. Działa to jednostronnie. Nie ma możliwości, by np. Poczta Polska działała na zachodnich rynkach, podczas gdy państwowa Poczta Francuska (La Poste) i Poczta Niemiecka (Deutsche Post) działają na polskim rynku pod firmami DPD i DHL. Nie było możliwości, by Telekomunikacja Polska działała na zachodnich rynkach, podczas gdy Telekomunikacja Niemiecka (Deutsche Telekom) i Telekomunikacja Francuska (France Telecom) działają na polskim rynku pod firmami T-Mobile i Orange (w tym przejmując Telekomunikację Polską). Polskie banki spółdzielcze nie mają możliwości działania na rynku francuskim, podczas gdy francuskie banki spółdzielcze działają w Polsce pod firmą Kredyt Rolny Bank Polska (Crédit Agricole Bank Polska). Podobnych przykładów jest całe mnóstwo, kiedy w drugą stronę są tylko pojedyncze przypadki. Istnieje, co prawda, prawna możliwość, ale w praktyce jest to trudne. Z resztą, wystarczy się rozejrzeć. Na polach pracują głównie niemieckie czy niderlandzkie maszyny, a sieci sklepów należą do niemieckich czy portugalskich właścicieli. Gdyby ktoś silniejszy z Polski próbował, napotka na odpowiednie trudności ze strony państw zachodnich, słusznie chroniących swoich własnych interesów.
Kapitał zagraniczny otrzymuje też konkretne wsparcie od polskich władz. Hipermarkety, należące do zachodnich sieci, jak i wiele innych zagranicznych zakładów, otrzymały konkretne ulgi od podatków. Wiele zachodnich firm umiejscowiło się w specjalnych strefach ekonomicznych, gdzie tylko 20% działających tam firm należy do kapitału polskiego.
Koszty drenażu polskiego rynku są bardzo konkretne. Dodajmy do tego inne koszty powiązane z dotacjami unijnymi. Same operowanie dotacjami jest już związane z nadmiernymi kosztami, bo Unia Europejska przywiązuje przesadną rolę do biurokracji służącej też odpowiednim interesom. Istnieją specjalnie powołane instytucje do obsługi tej biurokracji, jak Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Bywa czasami tak, że warunkiem otrzymania dotacji z Unii Europejskiej jest konieczność wyłożenia wkładu własnego, który koniecznie musi być pożyczony w banku.
Unia Europejska rozszerzając się na kraje Europy Środkowo-Wschodniej doskonale zdawała sobie sprawę, że po wprowadzeniu swobody przepływu kapitału, przedsiębiorstwa tych krajów nie będą w stanie zagrozić przedsiębiorstwom zachodnim. Na swobodzie przepływu kapitału miały zyskać gospodarki zachodnie, a przedsmak tego był obserwowany od 1990 roku, szczególnie przy anektowaniu Niemiec Wschodnich. Aby być tego bardziej pewnym, przed wstąpieniem UE nakazała odpowiednie zmiany strukturalne w gospodarce, polegające na demonopolizacji, deregulacji i prywatyzacji całych branż.
Oczywiście nie jest tak, że gdyby nie UE, to kapitał zagraniczny nie drenowałby polskiego rynku. Wszak przed 2004 rokiem także był obecny, a kapitał spoza UE, np. amerykański, również sobie drenuje Polskę. Niemniej, całkowita swoboda przepływu towarów, usług i kapitałów wewnątrz Unii Europejskiej to zdecydowanie ułatwia, a dane jasno wskazują, że kapitał zagraniczny w Polsce pochodzi głównie z Unii Europejskiej. Zainwestowany kapitał zagraniczny w Polsce w 88,6% pochodzi z Unii Europejskiej (dane na 2019 rok). Najwięcej, 28% eksportu z Polski to eksport do Niemiec (dane na 2018 rok). Spośród przedsiębiorstw z kapitałem zagranicznym, 22,3% należy do Niemiec, a do drugich w kolejności Niderlandów 9,8%, trzecia jest Francja (dane na 2017 rok). „Polski” eksport to w 66% eksport firm zagranicznych (dane na 2017 rok).
Kapitał zagraniczny zarabia też bezpośrednio na przedsięwzięciach dofinansowanych przez Unię Europejską, np. drogi budują takie firmy jak Strabag, Eurovia czy Berger Bau. Kapitałowi zachodniemu służy też budowana w Polsce infrastruktura z funduszy UE, bo przecież jakoś trzeba wywieźć zmontowane tanio w Polsce produkty.
Kolejnym kluczowym argumentem zwolenników Unii Europejskiej jest swoboda podróży. Pomija się, że dziwnym trafem do Układu z Szengen należą też państwa nie należące do Unii Europejskiej, jak Islandia, Lichtensztyn, Norwegia, Szwajcaria. Otwarte granice z państwami Układu z Szengen mają Monako, San Marino i Watykan. Do ułatwień w podróży Unia Europejska nie jest potrzebna, można to zrobić na kanwie zwykłych porozumień międzynarodowych. W Układzie z Szengen doszło z resztą do skrajności, gdzie granica państwowa pozbawiona jest jakiegokolwiek nadzoru, ułatwiając działalność przestępczą. 100-150 km zachodniej granicy jest strzeżonej przez jedną strażnicę, przez co łatwo do Polski wwieźć np. odpady. Ponadto, obecność w Unii Europejskiej nie ułatwia podróżowania i współpracy międzynarodowej z naszymi wschodnimi sąsiadami, z którymi mamy wiele więzi społecznych i gospodarczych. Czy ktoś dzisiaj jeszcze pamięta ruch bezwizowy z Rosją?
Innym argumentem zwolenników Unii Europejskiej jest rzekome zapewnianie praworządności i demokracji. „Jakby nie UE, to PiS robiłby już całkowicie co chce.” To kolejny miałki argument. Unia Europejska gwarantuje praworządność tylko wybiórczo, tam gdzie jej to pasuje. Wystarczy obejrzeć obrazki z głosowania ludowego w Katalonii lub brutalne pacyfikacje protestów żółtych kamizelek we Francji. Nie ma to nic wspólnego z praworządnością, a mimo to organom Unii Europejskiej to nie przeszkadza i w ogóle nie reagują na te okoliczności. Ostatnie obrazki w Polsce z wypychania nielegalnych migrantów i wywożenia ich na granicę w lesie też do cywilizowanych i prawnych nie należą, a akurat za ochronę granic Polska została pochwalona przez UE. Poza tym jest to argument przeciwko Polakom, bo czy rzeczywiście potrzebujemy nadzoru obcej instytucji nad naszym krajem? Sami nie możemy doprowadzić do porządku?
Zwolennicy Unii Europejskiej chyba w ogóle nie wiedzą, co jest podstawą funkcjonowania Unii. Jest nią kapitalizm, a dokładniej znoszenie barier w wolnym rynku, w wolnym przepływie kapitałów. Korzystają na tym silne gospodarki państw bogatych, jak Niemcy czy Francja. Unia Europejska nakazuje deregulację poszczególnych rynków, nawet w sektorze użyteczności publicznej. Unia zabrania tworzenia monopolu np. na kolei, mimo że mogłoby to przynieść ogromne korzyści społeczeństwu przez pokrywanie strat z działalności niedochodowej zapewnionymi zyskami z działalności dochodowej.
Unia Europejska ogranicza też prawo do samostanowienia. Takich ograniczeń nie mieliśmy będąc w Bloku Wschodnim i Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Nikt wówczas arbitralnie nie decydował o tym, by dany zakład pracy odgórnie zamknąć, jak było ze Stocznią Szczecińską – 30-tysięczny zakład pracy, mający ogromny wpływ na polską gospodarkę i społeczeństwo. Nikt ponad nami nie postanawiał o zamknięciu kopalni i elektrowni „Turów”, też ogromnych zakładów pracy, mającego strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego. Wyłączenie Kopalni „Turów” jest w swej istocie awykonalne i tylko jacyś biurokraci w Brukseli bez znajomości tematu mogli to zarządzić. Brak zastosowania się do wskazań narzucanych odgórnie przez Komisję Europejską może spowodować przekształcenie kraju w kolonię dłużną, tak jak to Niemcy zrobiły z Grecją, mając gdzieś bezpieczeństwo socjalne i potrzeby społeczne. Tak samo skończyłyby się próby wprowadzenia socjalizmu będąc członkiem Unii Europejskiej.
Takie dążenia jak europejska płaca minimalna, europejski spis praw pracownika czy jakaś karta praw podstawowych są tylko listkiem figowym. Podstawa Unii Europejskiej, dla której powstała i się rozszerzała, to kapitalizm działający w interesie zachodnich kapitalistów i bankierów. Świadczy też o tym zainteresowanie Unią Europejską służbą zdrowia – jest to kwestia całkowicie wyjęta z warunków członkostwa w Unii Europejskiej, mimo ze przecież ma podstawowe znaczenie dla obywateli. Masz mieć otwarty rynek, ale szpitale możesz zamykać, a ludzie mogą umierać na ulicy gdy zabraknie karetki.
Opozycja lubi obrzucać rząd Prawa i Sprawiedliwości „Polexitem”, ale używa go wyłącznie jako zniewagi, a nie jako rzeczywisty argument. Prawo i Sprawiedliwość walczy z Niemcami i zachodem wyłącznie symbolicznie. Czasami coś wspomną o reparacjach wojennych, czasami coś powiedzą nieprzychylnego w „Wiadomościach”, zrobią dym o brak użycia nazwy „niemieckie obozy koncentracyjne”, ale nic więcej. A przecież priorytetem powinny być sprawy gospodarcze. Skoro więc Lidlowi czy Folkswagenowi zyski z Polski nie maleją, to żadnych dymów nie będzie. Niemcy, największy wpłacający do budżetu Unii Europejskiej, nie będą zainteresowane pozbawieniem się taniej siły roboczej i rynku zbytu. Już pomijając, że czegoś takiego jak wyrzucenie państwa z Unii Europejskiej nie przewidują żadne umowy międzynarodowe i unijne traktaty. To jest niemożliwe. W najgorszym wypadku jest możliwe „ochłodzenie” więzi, ale i do tego trzeba by się było mocno postarać, do czego nie są zdolni rządzący Polską.
Przypisywanie Polexitu do Prawa i Sprawiedliwości jest tanią zagrywką propagandową, bo same Prawo i Sprawiedliwość nie jest skłonne do jakiejś większej retoryki przeciwko Unii Europejskiej. Zawsze byli i są zwolennikami członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Bohaterem jest dla nich prez. Lech Aleksander Rajmundowicz Kaczyński, który podpisał Traktat Lizboński, jeszcze bardziej odzierający nas z suwerenności w Unii Europejskiej. Idą też w sukurs polityce zachodu wobec Rosji i Białorusi, podsycając nienawiść do tych państw. Mało się nie pozabijali o kredytową pomoc z Funduszu Odbudowy Unii Europejskiej, co jeszcze bardziej uzależnia nas od Unii Europejskiej. Zgodzili się też na mechanizm warunkowości funduszy europejskich.
Jaka alternatywa? Alternatywą nie jest samo wystąpienie z Unii Europejskiej. Kapitalizm w Polsce nie jest w stanie rozwiązać wielu podstawowych problemów. Struktury państwowe w kapitalizmie nie są w stanie zapewnić często nawet bieżącego utrzymania niezbędnych rzeczy. Samo wystąpienie z UE oczywiście należy popierać i byłoby krokiem naprzód, szczególnie w kwestii suwerenności Polski, ale nie polepszyłoby życia. W wydaniu prawicowców skończyłoby się to wręcz izolacją i pogorszeniem warunków życia. Wystarczy spojrzeć jak obrzydzono Brexit, którego wykonanie po stronie Unii Europejskiej było celowo fatalne. Dlatego też oprócz wystąpienia z Unii Europejskiej należy zmienić ustrój na ustrój uspołeczniony, który zapewni odpowiedni rozwój oraz suwerenność. Przyszłość leży w poszanowaniu praw narodów do samostanowienia i suwerenności ich krajów, w poszanowaniu odrębności interesów narodowych, w nieingerowaniu w sprawy wewnętrzne innych państw oraz w przyjaznej neutralności wobec wszystkich innych krajów. I to jest lewicowa alternatywa wobec Unii Europejskiej.