12 sierpnia 2020

Osiedle Dudziarska – nieudany eksperyment społeczny III RP

Osiedle Dudziarska w Warszawie jest przykładem nieudolności białopolskich władz w kwestii rozwiązywania ważnych kłopotów społecznych. Jest też dobrym obrazem jak w pigułce wygląda krajosprawczość „wolnej” Polski w sprawach społecznych. Do niedawna Osiedle Dudziarska było swoistym gettem, teraz z kolei jest obrazem marnotrawstwa zasobów.

Opuszczone Osiedle Dudziarska położone jest, jak nazwa wskazuje, przy Ulicy Dudziarskiej, to jest dzielnica Kozia Górka Grochowska. Składa się z trzech bloków o adresach 40, 40A i 40B, łącznie 216 mieszkań. Oprócz bloków znajduje się tutaj przystanek wielowozowy Osiedle Dudziarska 01, plac zabaw, obszar trawiasty będący formalnie boiskiem do gry w piłkę nożną, kilka ławek, śmietniki, postój samochodów.

Już samo dotarcie jest tam kłopotliwe jak na warunki miejskie. Jedyna droga powszechna prowadzi naokoło, zupełnie nie po drodze. Najkrótsza droga, ok. 2 km, prowadzi przez tereny wozowni. Jest to droga zakładowa, zamknięta dla ogółu ruchu pojazdów, nie ma zakazu wstępu, więc możemy przemieszczać się tylko pieszo. W ten sposób można dojść na Osiedle Dudziarska z pętli wielowozowej PKP Olszynka Grochowska i z przystanku kolejowego Warszawa Olszynka Grochowska. Jest to trylinka, bez chodników, oświetlona starymi lampami ulicznymi. Dopiero przy samym osiedlu mamy asfalt.




Osiedle leży na sporym odludziu. Ze wszystkich stron otoczone jest kilkoma liniami kolejowymi. W sąsiedztwie mamy lokomotywownię, wozownię i stanicę postojową Warszawa Grochów, będącą największym zapleczem taborowym w Warszawie i zarazem największym w Polsce dla pociągów pospiesznych i ekspresowych. W okolicy jest też Areszt Śledczy Warszawa-Grochów, Zakład Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, Hostel „Relax” na terenie PKP oraz kilka mniejszych przedsiębiorstw. Obok są też ogródki działkowe, z których część jest opuszczona i przeznaczona na Stację Techniczno-Postojową Kozia Górka dla III linii kolei podziemnej. Przez osiedle w nadzwyczaj bliskiej odległości przebiegają linie wysokiego napięcia. Jest też Staw Kozia Górka. Wokół nie ma nic innego, żadnych sklepów czy innych skupisk ludzkich.









Najwcześniej, wiosną 1994 roku, postawiono blok o numerze 40B. Na przełomie lat 1995-1996 postawiono dwa kolejne bloki.

Jaki był sens osiedla? Osiedle było przeznaczone dla osób eksmitowanych lub potrzebujących mieszkań kwaterunkowych. Według założeń, na osiedlu nikt nie powinien chcieć mieszkać, więc po trafieniu tu powinien się ogarnąć i wziąć w garść, aby znaleźć inne mieszkanie. Zwolnione mieszkanie można było rotacyjnie przydzielić kolejnej osobie. Celowo wybrano umiejscowienie z dala od wszystkiego, dosłownie w polu, bez sklepów, punktów usługowych, słabo skomunikowane. Do osiedla nie poprowadzono sieci miejskich, jak telefon, gaz i ciepła woda. W blokach nie było centralnego ogrzewania ani wspólnej kotłowni. Na wyposażeniu mieszkań były kuchnie węglowe i piecyki do ogrzewania pomieszczeń, później także grzejniki elektryczne. Postanowiono dodać tu element uspokajający społeczeństwo – 30% mieszkań w środkowym bloku przeznaczono na mieszkania służbowe dla policjantów.

Tak chore założenia nie mogły się spełnić. Nagromadzenie w jednym odosobnionym miejscu tak wielu ludzi niezaradnych życiowo, zdemoralizowanych, alkoholików, itp. powodowało że ich kłopoty jeszcze bardziej się pogłębiały. Policjanci nie chcieli mieszkań, zamiast nich zaczęto kwaterować osoby mniej kłopotliwe, a bardziej pechowe, np. emerytów z domów po pożarach, ale niewiele to zmieniło. Osoby niedotknięte patologiami trudno znosiły mieszkanie na tym osiedlu, zwłaszcza że wszyscy mieszkańcy tego osiedla byli dodatkowo naznaczani jako patologia. Dotknęło to szczególnie dzieci w szkołach.

Miasto celowo nie prowadziło napraw, czasami nawet tych bieżących, tak aby zgodnie z założeniami nikt tu nie chciał mieszkać. To jeszcze bardziej pogarszało sprawę. Mieszkania były niezabezpieczane przed warunkami atmosferycznymi. Były przypadki, że deszcz wlewający się do mieszkania powodował wilgoć w sąsiednich mieszkaniach. Z powodu braku ogrzewania i zabezpieczeń niektóre mieszkania wyziębiały się, wpływając na mieszkania zamieszkane. Niektóre mieszkania były zajmowane samowolnie, na dziko, bez zgłaszania. W części opuszczonych mieszkań urządzano meliny. Opuszczone mieszkania były okradane z instalacji. Był przypadek nieuprzątnięcia mieszkania po pożarze. Klatki schodowe były w złym stanie. Nie dbano o porządek.



Dopiero w 2007 roku uruchomiono na osiedle linię wielowozową nr 245. Ponieważ Polskie Koleje Państwowe nie zgodziły się na przejazd przez drogę zakładową, wielowóz jeździł naokoło. Częstotliwość wynosiła 80 minut, później ją zwiększono o kilka jazd w szczytach co 40 minut. Jeździł również wielowóz szkolny dla uczniów Szkoły Podstawowej nr 141 im. mjr. Henryka Sucharskiego, ok. 7:00 zabierający dzieci i ok. 16:30 przywożący je z powrotem.

Niewielu mieszkańców posiadało własny samochód. Niektórzy wybierali drogę na skróty, bezprawnie przechodząc przez tory zapełnione składami. W kilku przypadkach przechodzenie pod składami zakończyło się tragicznie, wobec czego Straż Kolejowa zwiększyła nadzór.

Kiedy w końcu stwierdzono, że chore założenia się zupełnie nie sprawdzają, próbowano ratować osiedle. Otwarto Klub Młodzieżowy „Dudziarska”. W 2015 roku uporządkowano plażę przy Stawie Kozia Górka, jedynym miejscem rekreacji dla mieszkańców. Na osiedlu zaczęto urządzać wydarzenia społeczne i kulturalne. Działania te były jednak niepełne, chaotyczne lub niecelne. Przykładem było stworzenie murali nawiązujących do obrazu pt. „Czarny kwadrat na białym tle”, co dało fatalne wrażenie mieszkania w ciemnej dziurze. W 2015 roku zamknięto dla ogólnodostępnego ruchu pojazdów drogę zakładową, najkrótszą na osiedle. W dalszym ciągu miasto nie dbało właściwie o bloki.

W 2015 roku postanowione o wygaszeniu osiedla. Ostatecznie ostatni mieszkańcy wyprowadzili się z niego pod koniec 2019 roku. Kres zadały też Polskie Koleje Państwowe, które stwierdziły że z końcem 2020 roku zaprzestaną użytkowania wodociągu, pod które podpięte jest osiedle. Linię wielowozową zawieszono 1 brzeźnia 2020. Zamiast niej wprowadzono, 6 razy dziennie w dni robocze od poniedziałku do piątku, wariantowy podjazd linii 225.

Obecnie osiedle jest opuszczone. Niektóre okna są wybite lub zabite deskami. Gdzieniegdzie wciąż widać pozostawione firany lub anteny satelitarne. Między blokami można chodzić. Drzwi do bloków są pozamykane. Można jedynie wejść do kilku przedsionków. Kiedy to robimy, z dachu zwraca nam uwagę ochroniarz. Nie do końca wygląda na ochroniarza, ale uznajmy. Stwierdza, że to teren prywatny, kiedy w rzeczywistości to teren miejski. Poprawia prowizoryczne wygrodzenia. Na osiedlu prowadzone są jakieś prace porządkowe, prawdopodobnie usuwanie pozostałości po mieszkańcach. Kiedy wracamy z osiedla wyprzedza nas samochód z ochroniarzem, który siedzi w oknie samochodu… Dalszy los osiedla nie jest znany. Nie wiadomo, czy będzie wyburzane czy też wykorzystane w inny sposób.

Ochroniarz ma za zadanie pilnować, aby nie dochodziło do samowolnych wprowadzek. Tak oto Osiedle Dudziarska przeskoczyło z jednej skrajności w drugą. Zamiast getta mamy teraz 216 mieszkań, które jednak istnieją, które jednak można by było odnowić i zasiedlić.
Osiedle Dudziarska, skoro już powstało, mogłoby być normalnym osiedlem. Wszak wiele wsi z kilkuset mieszkańcami jest jeszcze bardziej odciętych komunikacyjnie, a mimo to prowadzono tam normalne życie w Polsce Ludowej. Niektórzy cenią sobie życie na odludziu, w spokoju. Wokół są zakłady pracy, więc na osiedlu mogliby mieszkać np. kolejarze z PKP czy Metra Warszawskiego, mający do pracy 5 minut.
Do tego wymagane są jednak działania rozwiązujące kłopoty społeczne, a tych białopolskie władze nie potrafią prowadzić. Przede wszystkim trzeba zapewniać normalne mieszkania i pracę. Państwo musi rzeczywiście pomagać, a nie zsyłać na odludzie i udawać że nie ma kłopotu.

Osiedle Dudziarska uznano za „nieudany eksperyment społeczny”. To określenie pasuje do całości krajosprawstwa społecznego „wolnej” Polski.