Antybiałoruska propaganda wylewa się ze wszystkich stron. Nie ma żadnego, większego niż marginalny, przekazu pokazującego, że to polskie władze są winne kryzysu migracyjnego. Przekaz jest tak jednolicie nakierunkowany, że potrafi ostro zdołować ludzi racjonalnie myślących i potrafiących łączyć fakty.
Przypomnijmy oczywiste fakty. W 2001 roku Polska zaatakowała Afganistan. Choć ustrój tego państwa był daleki od cywilizowanego, to jednak nic nie usprawiedliwiało ataku. Ataku, dokonanego pod fałszywym oskarżeniem o wspieranie terroryzmu. W rzeczywistości Afganistan nie zaatakował żadnego kraju, żaden z terrorystów 11 września 2001 nie był Afganistańczykiem, a Usama Ladinowicz mieszkał w Pakistanie i został złapany dopiero 10 lat później. W 2003 roku Polska bierze udział w ataku na Irak, gdzie obalono przywódcę tego państwa, Saddama Husajna, mającego nieustannie poparcie społeczne i autorytet. Wojna i okupacja dokonały spustoszenia w jednym z niegdyś najbardziej stabilnych krajów Bliskiego Wschodu. Także i ten atak był pod fałszywymi oskarżeniami o posiadanie przez Irak broni masowego rażenia i związków z Al-Kaidą. W 2011 roku zostaje rozwalona Libia. Polska nie bierze bezpośredniego udziału, ale dostarcza broń stronie rebeliantów. Również w 2011 roku wywołano kolejną wojnę w Syrii, od 2014 angażując się bezpośrednio przez Stany Zjednoczone. Do tego dochodzi szereg innych konfliktów, w których Polska jeśli nie bierze udziału bezpośredniego, to wspiera je dyplomatycznie i ponosi sprawstwo na zasadzie członkostwa w agresywnym Pakcie Północnoatlantyckim i sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. W efekcie rozwalona zostaje połowa Bliskiego Wschodu i spora część Afryki, która w dalszym ciągu jest neokolonizowana. Wojna nie jest dla Polski problemem, bo wydaje się być daleko. Natomiast na miejscu mamy konflikty trwające nierzadko dłużej niż cała II Wojna Światowa. Okupacja Afganistanu trwała aż 20 lat, z działaniami wojennymi trwającymi nieustannie. W Syrii sama tylko bitwa o Aleppo trwała 4,5 roku i bywa określana syryjskim Stalingradem. Na długie lata zdestabilizowano całe kraje, w których życie stało się nie do zniesienia, mnóstwo cywili zginęło lub straciło dorobek życia.
W latach 2014 roku Polska wspiera Euromajdan na Ukrainie. Doprowadza to do bezprawnej zmiany władz. Ukraina pogrąża się w wojnie domowej, w wyniku której Krym postanawia się odłączyć i przyłączyć do Rosji, a niepodległość ogłaszają Donieck i Ługańsk. Wojna została więc wywołana już całkiem blisko, w sąsiednim kraju. Wojnę z Ługańskiem i Donieckiem udaje się trochę uspokoić, ale Ukraina pogrąża się w jeszcze większej biedzie, skutkiem czego Polskę zalewa ogromna fala imigrantów zarobkowych z Ukrainy, co polskie władze tolerują i popierają, bo taka tania siła robocza jest w interesie kapitalistów.
W 2020 roku Polska próbuje, po raz kolejny, doprowadzić do obalenia prezydenta Białorusi Aleksandra Grzegorzewicza Łukaszenki, mającego ogromne poparcie w swoim kraju i autorytet. Mogło się to skończyć jego śmiercią i wojną domową na Białorusi. Białorusi udaje się jednak obronić i postanawia zakończyć współpracę m.in. w kwestiach granicznych.
W 2021 roku na granicy polsko-białoruskiej pojawiają się imigranci, w większości z Iraku, co jest konsekwencją wcześniejszych poczynań Polski. Naprawdę tak ciężko połączyć powyższe fakty? Ile można wysłuchiwać bredni, że to Białoruś prowadzi z nami jakąś „wojnę hybrydową”!? Wszyscy są ślepi i głusi na własne winy. Przecież do Telewizji Polskiej należy Telewizja BiełSat, dopuszczająca się przestępczych działań wymierzonych w prawowite władze Białorusi. To z Polski nadaje kanał Nexta w Telegramie, który dokonuje przestępstw karalnych nawet przy zastosowaniu polskiego prawa. To premier Polski stronniczo traktuje Świetlanę Cichanowską jako przywódczynię Białorusi. No ale nie, przecież to Białoruś działa przeciwko Polsce, a polskie władze są święte i tylko bronią ojczyzny. Nawet ci, którym nie podoba się wywożenie do lasu nielegalnych imigrantów, dalej bajdurzą o reżimie Łukaszenki i dyktaturze.
Białoruś konsekwentnie potępiała wszelkie ataki i działania destabilizacyjne na kraje Bliskiego Wschodu. Ba, ta rzekoma marionetka Rosji, prowadząc rzeczywiście własną politykę, wciąż nie uznała przyłączenia się Krymu do Rosji, cały czas kierując się zasadą nieingerencji i poszanowania nienaruszalności granic, choć akurat w tym przypadku jest to na wyrost. Białoruś, jest państwem konstytucyjnie dążącym do neutralności, co w praktyce oznacza, że nie ingeruje w sprawy wewnętrzne innych krajów. I tak też się dzieje, działania Białorusi kończą się na linii granicy i póki co nie pokazano, by choć na centymetr ją przekroczyły, mimo takich fałszywych wiadomości rozsiewanych przez polskie władze. A że za tą linią Polska przez lata nie wprowadziła żadnych zabezpieczeń oprócz pasa drogi granicznej, opierając się na utrzymywaniu zabezpieczeń granicznych przez Białoruś – to już kłopot Polski i jej sprawa. Trzeba było być naprawdę krótkowzrocznym, by nie założyć możliwości takiego obrotu sprawy.
Nie da się zmusić tysięcy migrantów do wyjazdu ze swojego kraju, marszu w określonym kierunku, koczowania, nielegalnego przekraczania granicy i ryzykowania, nawet jeśli się ich do tego bardzo zachęca lub miękko przymusza (co też nie jest potwierdzone). Podobne ruchy tysięcy imigrantów były już widziane w Grecji, we Włoszech, na Malcie, Cyprze i na Morzu Śródziemnym, na granicach grecko-tureckiej, węgiersko-serbskiej czy węgiersko-chorwackiej. Zachodnie środki przekazu otwarcie piszą, że Unia Europejska zapłaciła Turcji za stworzenie obozów imigracyjnych i powstrzymywanie napływu migrantów. Kryzys migracyjny trwa już od dłuższego czasu i po prostu doprowadzono do okoliczności, że znalazł się on na granicy Polski – to jedyna „nowość”. Oni po prostu szukają lepszego życia w Europie Zachodniej, co pokazuje jak wielka jest skala zniszczeń w ich krajach i jak ciężkie jest tam życie. Dodajmy do tego, że wielu z tych migrantów to syryjscy Kurdowie, którzy walczyli po stronie Stanów Zjednoczonych, a zostali pozostawieni sami sobie, kiedy to Syrię zaatakowała Turcja w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi (członek NATO, wróg Kurdów) – po raz kolejny widać, jak SZA traktują swoich sojuszników. W 2020 roku Uniwersytet Brauna przeprowadził badania pt. „Koszty wojny”. Wynikało z nich, że przez amerykańskie walki z terroryzmem po 11 września 2001, 37 milionów ludzi musiało opuścić miejsce zamieszkania i szukać sobie lepszego miejsca do życia. Są to ostrożne szacunki, rzeczywista liczba może być bliższa 48-59 milionów. Skala wysiedleń przewyższa wszystkie wojny od 1900 roku, za wyjątkiem II Wojny Światowej. W szczególności dotyczyło to następujących państw: Irak (od 2003) – 9,2 mln, Syria (od 2014) – 7,1 mln, Afganistan (od 2001) – 5,3 mln, Jemen (od 2002) – 4,4 mln, Somalia (od 2002) – 4,2 mln, Pakistan (od 2001) – 3,7 mln, Libia (od 2011) – 1,7 mln. (Szczegóły w języku angielskim: kliknij tutaj.) Czyżby macki Łukaszenki dotarły na amerykański uniwersytet? Przecież zdaniem polskich polityków i wielu pseudoekspertów, gdyby nie Białoruś i jej wojna hybrydowa, to nikt by tu nie wyruszył ani nie dotarł. A może agentem Łukaszenki jest minister spraw zagranicznych Niemiec, Hajko Józef Maas? W końcu znał plany jego wojny hybrydowej. On 19 sierpnia 2021, czyli ledwie kilka dni po pojawieniu się pierwszych nielegalnych imigrantów na polskiej granicy, w wywiadzie dla czasopisma Szpigel stwierdził, że w ciągu najbliższych dni, tygodni i miesięcy nastąpi kolejna fala imigracji z Bliskiego Wschodu, która wyniesie od 500 tys. do 5 mln według szacunków niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Zachód obłożył Białoruś sankcjami. Na nic to się zdało, a ostatecznie Białoruś w odpowiedzi zerwała współpracę graniczną, co zrozumiałe. Środki masowego przekazu idą jednak w zaparte: „Nałożyć kolejne sankcje!”. Ingerencje w obce kraje przynosiły katastrofalne skutki, same w sobie były złem, a jeszcze jakby Polska nie miała własnych kłopotów i była jakimś przykładem super państwa. Trzeba mieć jakąś sieczkę w głowie, by dalej brnąć w sankcje i działania przeciwko Białorusi. Najgorsze jest to, że antybiałoruska propaganda jest wszechobecna, co w oczywisty sposób wpływa na opinię społeczną. Wszystkie stronnictwa sejmowe, wszystkie polskojęzyczne kanały telewizyjne, wszędzie to samo: Białoruś jest agresorem, Białoruś sprowadza imigrantów, Białoruś prowadzi działania przeciwko Polsce itd. I nie tylko w Polsce, bo antybiałoruską retorykę uprawia też Unia Europejska.
UE płaci Turcji za powstrzymywanie naporu migrantów, podczas gdy do tej pory Białoruś robiła to bezpłatnie. Skoro UE wprost nazywa władze Białorusi reżimem, to ten rzekomy reżim przestał powstrzymywać napływ migrantów, bo straciło to sens. W rzeczywistości Białoruś nie robi nic złego. Po prostu umożliwia tranzyt i ze swojej strony otworzyła granicę, do czego ma pełne prawo. To Białoruś doraźnie dostarcza imigrantom posiłki i inną doraźną pomoc, z czego polskie prawicowe media robią zarzut. Umożliwia imigrantom rozpalanie ognisk. Jako zarzut podaje się, że migranci są nadzorowani przez pograniczników Białorusi, a w rzeczywistości migranci mogą liczyć na ich pomoc w razie konieczności. Można też wysłupać z polskich środków przekazu, że następuje jakaś „rotacja”, więc można domniemać że ci, którzy już nie mogą i nie chcą, to mogą się wycofywać. Więcej, są stawiane beczkowozy z wodą pitną, a żołnierze bawią się z dziećmi, o czym w ogóle się nie mówi w polskich środkach przekazu (kliknij tutaj) – tego filmiku nie zobaczycie w polskiej telewizji, bo nie pasuje do panującej narracji. Nagłaśniane są tylko negatywne przypadki, też przeważnie słabo udokumentowane lub wcale. Przy granicy, po stronie białoruskiej, dość swobodnie działają dziennikarze i wolontariusze. W obszarze przygranicznym nie ma tam żadnego stanu wyjątkowego, co oznacza że wszelkie działania Białorusi na tamtym obszarze są jawne, każdy może je nagrywać lub w inny sposób je uwieczniać. Z materiałów Russia Today z miejsca po drugiej stronie granicy korzystają nawet niektóre zachodnie agencje prasowe. Padała oferta współpracy do polskich dziennikarzy, aby i ci mogli działać w tamtym rejonie, jednak polscy dziennikarze na to nie pójdą, bo przecież „Białoruś sieje dezinformacje”.
Rozwiązaniem nie jest ani wpuszczenie imigrantów, ani ich niewpuszczenie. W obu przypadkach kłopot dalej będzie. Zupełnie na marginesie, w zasadzie słyszalne tylko przez samych zainteresowanych świadomym oglądem sytuacji, pojawiają się inne propozycje, rzeczywiście rozwiązujące sprawę. Wystarczy zacząć prowadzić własną politykę, odzyskać własną suwerenność i porozumieć się z Białorusią. Przywrócić normalne, zdrowe więzi, oparte na stosunkach dobrosąsiedzkich, neutralności, poszanowaniu suwerenności, uwzględnieniu odmienności interesów narodowych i nie ingerowaniu w sprawy wewnętrzne. Zneutralizować Telewizję BiełSat, zlikwidować Białoruski Dom w Warszawie stworzony przez polskie władze, zaprzestać wspierania kanału Nexta, wydać Białorusi poszukiwanych przestępców jak m.in. Stefan Aleksandrowicz Puciła, traktować Świetlanę Jerzewną Cichanowską jak osobę prywatną. Dzięki czemu przywrócona zostałaby współpraca, nie tylko graniczna. Można Białorusi nawet dopłacać, bo to po ich stronie jest w dużej mierze infrastruktura chroniąca granicę – strefa zamknięta i tak zwana sistiema. No i równocześnie należałoby odciąć się od sprawstwa wojen w innych krajach. Ogłosić neutralność i wystąpić z Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego (NATO). Skazać winnych użycia Sił Zbrojnych poza granicami Polski, co było złamaniem konstytucji. Wyprowadzić postulat reparacji dla krajów zaatakowanych przez Polskę i innych: odbudować tam domy, drogi, szkoły, szpitale, zakłady itd., które zostały zniszczone w wyniku ataku Polski na Irak i Afganistan. Przywrócić prawidłowe stosunki z wyzwolonym Afganistanem. Promować tego typu pokojową postawę na arenie międzynarodowej. Każdego migranta przypisywać „na konto” określonego agresywnego państwa – przecież da się ustalić, kto się przyczynił do zniszczenia jego domu i odebrania mu bezpieczeństwa publicznego. To powinny być rzeczy oczywiste, te postulaty powinny się walać w dyskusjach publicystycznych na wszystkich kanałach telewizyjnych i w innych środkach przekazu. Tym czasem brzmią jak jakieś mrzonki.
Przypomnijmy oczywiste fakty. W 2001 roku Polska zaatakowała Afganistan. Choć ustrój tego państwa był daleki od cywilizowanego, to jednak nic nie usprawiedliwiało ataku. Ataku, dokonanego pod fałszywym oskarżeniem o wspieranie terroryzmu. W rzeczywistości Afganistan nie zaatakował żadnego kraju, żaden z terrorystów 11 września 2001 nie był Afganistańczykiem, a Usama Ladinowicz mieszkał w Pakistanie i został złapany dopiero 10 lat później. W 2003 roku Polska bierze udział w ataku na Irak, gdzie obalono przywódcę tego państwa, Saddama Husajna, mającego nieustannie poparcie społeczne i autorytet. Wojna i okupacja dokonały spustoszenia w jednym z niegdyś najbardziej stabilnych krajów Bliskiego Wschodu. Także i ten atak był pod fałszywymi oskarżeniami o posiadanie przez Irak broni masowego rażenia i związków z Al-Kaidą. W 2011 roku zostaje rozwalona Libia. Polska nie bierze bezpośredniego udziału, ale dostarcza broń stronie rebeliantów. Również w 2011 roku wywołano kolejną wojnę w Syrii, od 2014 angażując się bezpośrednio przez Stany Zjednoczone. Do tego dochodzi szereg innych konfliktów, w których Polska jeśli nie bierze udziału bezpośredniego, to wspiera je dyplomatycznie i ponosi sprawstwo na zasadzie członkostwa w agresywnym Pakcie Północnoatlantyckim i sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. W efekcie rozwalona zostaje połowa Bliskiego Wschodu i spora część Afryki, która w dalszym ciągu jest neokolonizowana. Wojna nie jest dla Polski problemem, bo wydaje się być daleko. Natomiast na miejscu mamy konflikty trwające nierzadko dłużej niż cała II Wojna Światowa. Okupacja Afganistanu trwała aż 20 lat, z działaniami wojennymi trwającymi nieustannie. W Syrii sama tylko bitwa o Aleppo trwała 4,5 roku i bywa określana syryjskim Stalingradem. Na długie lata zdestabilizowano całe kraje, w których życie stało się nie do zniesienia, mnóstwo cywili zginęło lub straciło dorobek życia.
W latach 2014 roku Polska wspiera Euromajdan na Ukrainie. Doprowadza to do bezprawnej zmiany władz. Ukraina pogrąża się w wojnie domowej, w wyniku której Krym postanawia się odłączyć i przyłączyć do Rosji, a niepodległość ogłaszają Donieck i Ługańsk. Wojna została więc wywołana już całkiem blisko, w sąsiednim kraju. Wojnę z Ługańskiem i Donieckiem udaje się trochę uspokoić, ale Ukraina pogrąża się w jeszcze większej biedzie, skutkiem czego Polskę zalewa ogromna fala imigrantów zarobkowych z Ukrainy, co polskie władze tolerują i popierają, bo taka tania siła robocza jest w interesie kapitalistów.
W 2020 roku Polska próbuje, po raz kolejny, doprowadzić do obalenia prezydenta Białorusi Aleksandra Grzegorzewicza Łukaszenki, mającego ogromne poparcie w swoim kraju i autorytet. Mogło się to skończyć jego śmiercią i wojną domową na Białorusi. Białorusi udaje się jednak obronić i postanawia zakończyć współpracę m.in. w kwestiach granicznych.
W 2021 roku na granicy polsko-białoruskiej pojawiają się imigranci, w większości z Iraku, co jest konsekwencją wcześniejszych poczynań Polski. Naprawdę tak ciężko połączyć powyższe fakty? Ile można wysłuchiwać bredni, że to Białoruś prowadzi z nami jakąś „wojnę hybrydową”!? Wszyscy są ślepi i głusi na własne winy. Przecież do Telewizji Polskiej należy Telewizja BiełSat, dopuszczająca się przestępczych działań wymierzonych w prawowite władze Białorusi. To z Polski nadaje kanał Nexta w Telegramie, który dokonuje przestępstw karalnych nawet przy zastosowaniu polskiego prawa. To premier Polski stronniczo traktuje Świetlanę Cichanowską jako przywódczynię Białorusi. No ale nie, przecież to Białoruś działa przeciwko Polsce, a polskie władze są święte i tylko bronią ojczyzny. Nawet ci, którym nie podoba się wywożenie do lasu nielegalnych imigrantów, dalej bajdurzą o reżimie Łukaszenki i dyktaturze.
Białoruś konsekwentnie potępiała wszelkie ataki i działania destabilizacyjne na kraje Bliskiego Wschodu. Ba, ta rzekoma marionetka Rosji, prowadząc rzeczywiście własną politykę, wciąż nie uznała przyłączenia się Krymu do Rosji, cały czas kierując się zasadą nieingerencji i poszanowania nienaruszalności granic, choć akurat w tym przypadku jest to na wyrost. Białoruś, jest państwem konstytucyjnie dążącym do neutralności, co w praktyce oznacza, że nie ingeruje w sprawy wewnętrzne innych krajów. I tak też się dzieje, działania Białorusi kończą się na linii granicy i póki co nie pokazano, by choć na centymetr ją przekroczyły, mimo takich fałszywych wiadomości rozsiewanych przez polskie władze. A że za tą linią Polska przez lata nie wprowadziła żadnych zabezpieczeń oprócz pasa drogi granicznej, opierając się na utrzymywaniu zabezpieczeń granicznych przez Białoruś – to już kłopot Polski i jej sprawa. Trzeba było być naprawdę krótkowzrocznym, by nie założyć możliwości takiego obrotu sprawy.
Nie da się zmusić tysięcy migrantów do wyjazdu ze swojego kraju, marszu w określonym kierunku, koczowania, nielegalnego przekraczania granicy i ryzykowania, nawet jeśli się ich do tego bardzo zachęca lub miękko przymusza (co też nie jest potwierdzone). Podobne ruchy tysięcy imigrantów były już widziane w Grecji, we Włoszech, na Malcie, Cyprze i na Morzu Śródziemnym, na granicach grecko-tureckiej, węgiersko-serbskiej czy węgiersko-chorwackiej. Zachodnie środki przekazu otwarcie piszą, że Unia Europejska zapłaciła Turcji za stworzenie obozów imigracyjnych i powstrzymywanie napływu migrantów. Kryzys migracyjny trwa już od dłuższego czasu i po prostu doprowadzono do okoliczności, że znalazł się on na granicy Polski – to jedyna „nowość”. Oni po prostu szukają lepszego życia w Europie Zachodniej, co pokazuje jak wielka jest skala zniszczeń w ich krajach i jak ciężkie jest tam życie. Dodajmy do tego, że wielu z tych migrantów to syryjscy Kurdowie, którzy walczyli po stronie Stanów Zjednoczonych, a zostali pozostawieni sami sobie, kiedy to Syrię zaatakowała Turcja w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi (członek NATO, wróg Kurdów) – po raz kolejny widać, jak SZA traktują swoich sojuszników. W 2020 roku Uniwersytet Brauna przeprowadził badania pt. „Koszty wojny”. Wynikało z nich, że przez amerykańskie walki z terroryzmem po 11 września 2001, 37 milionów ludzi musiało opuścić miejsce zamieszkania i szukać sobie lepszego miejsca do życia. Są to ostrożne szacunki, rzeczywista liczba może być bliższa 48-59 milionów. Skala wysiedleń przewyższa wszystkie wojny od 1900 roku, za wyjątkiem II Wojny Światowej. W szczególności dotyczyło to następujących państw: Irak (od 2003) – 9,2 mln, Syria (od 2014) – 7,1 mln, Afganistan (od 2001) – 5,3 mln, Jemen (od 2002) – 4,4 mln, Somalia (od 2002) – 4,2 mln, Pakistan (od 2001) – 3,7 mln, Libia (od 2011) – 1,7 mln. (Szczegóły w języku angielskim: kliknij tutaj.) Czyżby macki Łukaszenki dotarły na amerykański uniwersytet? Przecież zdaniem polskich polityków i wielu pseudoekspertów, gdyby nie Białoruś i jej wojna hybrydowa, to nikt by tu nie wyruszył ani nie dotarł. A może agentem Łukaszenki jest minister spraw zagranicznych Niemiec, Hajko Józef Maas? W końcu znał plany jego wojny hybrydowej. On 19 sierpnia 2021, czyli ledwie kilka dni po pojawieniu się pierwszych nielegalnych imigrantów na polskiej granicy, w wywiadzie dla czasopisma Szpigel stwierdził, że w ciągu najbliższych dni, tygodni i miesięcy nastąpi kolejna fala imigracji z Bliskiego Wschodu, która wyniesie od 500 tys. do 5 mln według szacunków niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Zachód obłożył Białoruś sankcjami. Na nic to się zdało, a ostatecznie Białoruś w odpowiedzi zerwała współpracę graniczną, co zrozumiałe. Środki masowego przekazu idą jednak w zaparte: „Nałożyć kolejne sankcje!”. Ingerencje w obce kraje przynosiły katastrofalne skutki, same w sobie były złem, a jeszcze jakby Polska nie miała własnych kłopotów i była jakimś przykładem super państwa. Trzeba mieć jakąś sieczkę w głowie, by dalej brnąć w sankcje i działania przeciwko Białorusi. Najgorsze jest to, że antybiałoruska propaganda jest wszechobecna, co w oczywisty sposób wpływa na opinię społeczną. Wszystkie stronnictwa sejmowe, wszystkie polskojęzyczne kanały telewizyjne, wszędzie to samo: Białoruś jest agresorem, Białoruś sprowadza imigrantów, Białoruś prowadzi działania przeciwko Polsce itd. I nie tylko w Polsce, bo antybiałoruską retorykę uprawia też Unia Europejska.
UE płaci Turcji za powstrzymywanie naporu migrantów, podczas gdy do tej pory Białoruś robiła to bezpłatnie. Skoro UE wprost nazywa władze Białorusi reżimem, to ten rzekomy reżim przestał powstrzymywać napływ migrantów, bo straciło to sens. W rzeczywistości Białoruś nie robi nic złego. Po prostu umożliwia tranzyt i ze swojej strony otworzyła granicę, do czego ma pełne prawo. To Białoruś doraźnie dostarcza imigrantom posiłki i inną doraźną pomoc, z czego polskie prawicowe media robią zarzut. Umożliwia imigrantom rozpalanie ognisk. Jako zarzut podaje się, że migranci są nadzorowani przez pograniczników Białorusi, a w rzeczywistości migranci mogą liczyć na ich pomoc w razie konieczności. Można też wysłupać z polskich środków przekazu, że następuje jakaś „rotacja”, więc można domniemać że ci, którzy już nie mogą i nie chcą, to mogą się wycofywać. Więcej, są stawiane beczkowozy z wodą pitną, a żołnierze bawią się z dziećmi, o czym w ogóle się nie mówi w polskich środkach przekazu (kliknij tutaj) – tego filmiku nie zobaczycie w polskiej telewizji, bo nie pasuje do panującej narracji. Nagłaśniane są tylko negatywne przypadki, też przeważnie słabo udokumentowane lub wcale. Przy granicy, po stronie białoruskiej, dość swobodnie działają dziennikarze i wolontariusze. W obszarze przygranicznym nie ma tam żadnego stanu wyjątkowego, co oznacza że wszelkie działania Białorusi na tamtym obszarze są jawne, każdy może je nagrywać lub w inny sposób je uwieczniać. Z materiałów Russia Today z miejsca po drugiej stronie granicy korzystają nawet niektóre zachodnie agencje prasowe. Padała oferta współpracy do polskich dziennikarzy, aby i ci mogli działać w tamtym rejonie, jednak polscy dziennikarze na to nie pójdą, bo przecież „Białoruś sieje dezinformacje”.
Rozwiązaniem nie jest ani wpuszczenie imigrantów, ani ich niewpuszczenie. W obu przypadkach kłopot dalej będzie. Zupełnie na marginesie, w zasadzie słyszalne tylko przez samych zainteresowanych świadomym oglądem sytuacji, pojawiają się inne propozycje, rzeczywiście rozwiązujące sprawę. Wystarczy zacząć prowadzić własną politykę, odzyskać własną suwerenność i porozumieć się z Białorusią. Przywrócić normalne, zdrowe więzi, oparte na stosunkach dobrosąsiedzkich, neutralności, poszanowaniu suwerenności, uwzględnieniu odmienności interesów narodowych i nie ingerowaniu w sprawy wewnętrzne. Zneutralizować Telewizję BiełSat, zlikwidować Białoruski Dom w Warszawie stworzony przez polskie władze, zaprzestać wspierania kanału Nexta, wydać Białorusi poszukiwanych przestępców jak m.in. Stefan Aleksandrowicz Puciła, traktować Świetlanę Jerzewną Cichanowską jak osobę prywatną. Dzięki czemu przywrócona zostałaby współpraca, nie tylko graniczna. Można Białorusi nawet dopłacać, bo to po ich stronie jest w dużej mierze infrastruktura chroniąca granicę – strefa zamknięta i tak zwana sistiema. No i równocześnie należałoby odciąć się od sprawstwa wojen w innych krajach. Ogłosić neutralność i wystąpić z Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego (NATO). Skazać winnych użycia Sił Zbrojnych poza granicami Polski, co było złamaniem konstytucji. Wyprowadzić postulat reparacji dla krajów zaatakowanych przez Polskę i innych: odbudować tam domy, drogi, szkoły, szpitale, zakłady itd., które zostały zniszczone w wyniku ataku Polski na Irak i Afganistan. Przywrócić prawidłowe stosunki z wyzwolonym Afganistanem. Promować tego typu pokojową postawę na arenie międzynarodowej. Każdego migranta przypisywać „na konto” określonego agresywnego państwa – przecież da się ustalić, kto się przyczynił do zniszczenia jego domu i odebrania mu bezpieczeństwa publicznego. To powinny być rzeczy oczywiste, te postulaty powinny się walać w dyskusjach publicystycznych na wszystkich kanałach telewizyjnych i w innych środkach przekazu. Tym czasem brzmią jak jakieś mrzonki.