Białopolski rząd zaskakuje nas kolejnymi doniesieniami z wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej. Nie brzmią one wiarygodnie, zwłaszcza że rząd sam w sobie nie jest wiarygodny, co jest podparte setkami przykładów. Nie przedstawia żadnych dowodów na rzekome prowokacje białoruskich pograniczników i żołnierzy. Niemniej, już samo wpuszczanie w obieg takich wiadomości nie świadczy dobrze o zamiarach władz Polski i samo w sobie ma znamiona prowokacji.
Ostatnie doniesienia są takie, że nierozpoznane, umundurowane 3 osoby z bronią długą weszły na terytorium Polski w 2 listopada 2021 o 1:45 w okolicach Białowieży. Zostały zauważone przez polski patrol kilkaset metrów (ok. 200) od granicy. Po próbie nawiązania kontaktu przez polski patrol, nieznane osoby przeładowały broń, a potem oddaliły się w kierunku Białorusi. Zdążono zauważyć, że na mundurach nie mieli oznaczeń (jak podaje Telewizja Polska) albo przez noc nie udało się rozpoznać jednostki, z której ci ludzie pochodzili (jak podaje Polskie Radio), ale podobno na pewno nie były to polskie mundury. Wiadomość o tym pojawiła się dopiero kolejnego dnia, 3 listopada. Polska podobno bardzo pilnuje swojej granicy, a nie zauważa jak trzy umundurowane i uzbrojone osoby wchodzą 200 metrów na jej terytorium, po czym przeładują broń i wracają do siebie? Przecież to się kupy nie trzyma. Oczywiście dowodów na to nie ma. W dobie monitorowania, kamer i wszechobecnej elektroniki, w tym zabezpieczającej rzekomo granicę, w żaden sposób tego nie udokumentowano? Żeby było śmieszniej, w to wszystko wierzy Unia Europejska.
Strona białoruska zaprzeczyła tym zarzutom, twierdząc że nic takiego nie miało miejsca i że również im nie przedstawiono żadnych dowodów ani obiektywnych faktów. Co więcej, służby Białorusi zauważają, że wiadomość wyszła od polskich służb specjalnych, a nie od służb granicznych, które przecież mają lepszą łączność ze swoimi odpowiednikami na Białorusi.
Biorąc pod uwagę wiarygodność polskich służb, wydarzenie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Mogli pomylić swoich (w końcu polskie służby też często nie mają oznaczeń na mundurach), te osoby mogły być po stronie białoruskiej, a możliwe że wydarzenie w ogóle nie miało miejsca. To nie Białoruś prowokuje, tylko Polska, rozpowszechniając tego typu wiadomości, prawdopodobnie fałszywe, bo niepodparte żadnymi dowodami.
Nie należy wierzyć w nic, co głosi polska propaganda, jeśli nie zostaną przedstawione twarde dowody na dane wydarzenia. Przypomnijmy wcześniejsze wiadomości. Straż Graniczna stwierdziła, że koczowisko imigrantów przy Usnarzu Górnym znajduje się po białoruskiej stronie, ale nie potrafiła w żaden sposób przedstawić jak rzeczywiście biegnie w tym miejscu granica. Rząd stwierdził, że nielegalni imigranci są zoofilami, na co dowodem miał być filmik z koniem (a w rzeczywistości z krową) w telefonie imigranta, od lat krążący w sieci i zgrany jeszcze z kaset wideo. Polskie służby miały znaleźć atrapę bomby, na którą składał się zegarek naręczny z ustawionym budzikiem i maszynka elektryczna. Polski minister miał stwierdzić, ze białoruskie służby niszczą polskie zasieki, czego dowodem miało być rozpikselizowane zdjęcie funkcjonariuszy białoruskich, po prostu stojących po swojej stronie w okolicy wyrwy w zasiekach. Białoruski funkcjonariusz miał zrobić prowokację, rzucając „czymś” w polski samochód obserwacyjny, ale nawet nie wiadomo czym rzucał, a z filmiku nie wynika w co celował i czy w ogóle w coś celował. Białoruscy funkcjonariusze mieli robić prowokacje, celując z broni do polskich pograniczników i żołnierzy, na co nie ma żadnych dowodów. Tego typu chłamem wiadomości jesteśmy zalewani od początku stanu wyjątkowego, z monopolem państwa na przekazywanie wiadomości z tamtego obszaru.
Przypomnieć trzeba, że to Polska miała kłopoty z nienaruszalnością granic innych państw w ostatnim czasie. Podczas wprowadzania kontroli granicznych w trawniu 2020 polscy żołnierze weszli ok. 30 metrów na terytorium Czech we wsi Pielgrzymów i ustawili tam posterunek graniczny, utrudniając dostęp do zabytkowej kapliczki w Czechach. Natomiast 29 kwietnia 2021 między 2:02 a 2:03 polski śmigłowiec uderzeniowy Mi-24 „przypadkowo” wleciał na Białoruś – ten przypadek potwierdziło Wojsko Polskie, kiedy Białorusini mówili wcześniej o kilku podobnych przypadkach.
W takich okolicznościach nie ma co wierzyć polskim służbom w cokolwiek niepodparte twardymi dowodami. Złą robotę robią też „wolne media”, bo tego typu wiadomości puszczają dalej. Zamiast je całkowicie olewać, to puszczają dalej, często po prostu przeklejając komunikaty prasowe. Wszak liczy się klikalność, temat jest poczytny i zawsze to lepsza „jakaś wiadomość” niż cisza w temacie przez brak możliwości pracy w terenie.
W tę narrację nie wpisał się zastępca naczelnika miasta Michałowa, Konrad Sikora, bądź co bądź przedstawiciel polskich władz terenowych na obszarze w części objętym stanem wyjątkowym. Mówi on o katastrofie humanitarnej. Według niego nie jest możliwe, aby zginęło tylko 10 nielegalnych migrantów. Do tej pory musiało zginąć co najmniej 70, ale być może nawet 200. Takiej wypowiedzi udzielił niemieckiej prasie.
Czemu służy puszczanie wiadomości o prowokacjach służb białoruskich, niepodpartych żadnymi dowodami? Napędzaniu nagonki na Białoruś. Ochrona granicy, włącznie ze strzelaniem i budową muru, jest słuszna, ale nie w wydaniu prawicowego rządu i burżuazyjnego państwa. To państwo nie stosuje cywilizowanych metod ochrony granicy, co widać po siłowym wypychaniu czy wywożeniu nielegalnych imigrantów na granicę w lesie. Tak robią dzicy ludzie, więc nie można po nich oczekiwać, że spóźniona budowa muru również będzie cywilizowana w takich okolicznościach. Do tego władze stosują wojenną retorykę, nie skierowaną na obronę własnego kraju, a na tworzenie urojonego wroga. W tym czasie, kiedy rośnie uzależnienie Polski od Stanów Zjednoczonych, a do Polski sprowadzani są migranci z Ukrainy.
Przecież to właśnie na Białorusi leży w dużej mierze rozwiązanie kłopotu. Wystarczy się porozumieć z Białorusią, przywrócić normalne, zdrowe więzi, oparte na przyjaznej neutralności, poszanowaniu suwerenności, uwzględnieniu odmienności interesów narodowych i nie ingerowaniu w sprawy wewnętrzne. Dzięki czemu przywrócona zostałaby współpraca graniczna. Można im nawet dopłacać, bo to po ich stronie jest w dużej mierze infrastruktura chroniąca granicę (strefa graniczna z tak zwaną sistiemą). No i równocześnie należałoby odciąć się od sprawstwa wojen w innych krajach – przywrócić prawidłowe stosunki z wyzwolonym Afganistanem, odbudować domy, drogi, szkoły, szpitale, zakłady itd., które zostały zniszczone w wyniku ataku Polski na Irak i Afganistan a także promować tego typu pokojową postawę wobec innych państw. Niestety, ale taka wizja wydaje się jakąś mrzonką i zamiast tego jesteśmy codziennie karmieni nierzetelnymi lub wymyślonymi wiadomościami podsycającymi białorusofobię, rusofobię i nienawiść wobec nielegalnych imigrantów, którzy są mordowani na granicach przez działania białopolskich władz.
Ostatnie doniesienia są takie, że nierozpoznane, umundurowane 3 osoby z bronią długą weszły na terytorium Polski w 2 listopada 2021 o 1:45 w okolicach Białowieży. Zostały zauważone przez polski patrol kilkaset metrów (ok. 200) od granicy. Po próbie nawiązania kontaktu przez polski patrol, nieznane osoby przeładowały broń, a potem oddaliły się w kierunku Białorusi. Zdążono zauważyć, że na mundurach nie mieli oznaczeń (jak podaje Telewizja Polska) albo przez noc nie udało się rozpoznać jednostki, z której ci ludzie pochodzili (jak podaje Polskie Radio), ale podobno na pewno nie były to polskie mundury. Wiadomość o tym pojawiła się dopiero kolejnego dnia, 3 listopada. Polska podobno bardzo pilnuje swojej granicy, a nie zauważa jak trzy umundurowane i uzbrojone osoby wchodzą 200 metrów na jej terytorium, po czym przeładują broń i wracają do siebie? Przecież to się kupy nie trzyma. Oczywiście dowodów na to nie ma. W dobie monitorowania, kamer i wszechobecnej elektroniki, w tym zabezpieczającej rzekomo granicę, w żaden sposób tego nie udokumentowano? Żeby było śmieszniej, w to wszystko wierzy Unia Europejska.
Strona białoruska zaprzeczyła tym zarzutom, twierdząc że nic takiego nie miało miejsca i że również im nie przedstawiono żadnych dowodów ani obiektywnych faktów. Co więcej, służby Białorusi zauważają, że wiadomość wyszła od polskich służb specjalnych, a nie od służb granicznych, które przecież mają lepszą łączność ze swoimi odpowiednikami na Białorusi.
Biorąc pod uwagę wiarygodność polskich służb, wydarzenie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Mogli pomylić swoich (w końcu polskie służby też często nie mają oznaczeń na mundurach), te osoby mogły być po stronie białoruskiej, a możliwe że wydarzenie w ogóle nie miało miejsca. To nie Białoruś prowokuje, tylko Polska, rozpowszechniając tego typu wiadomości, prawdopodobnie fałszywe, bo niepodparte żadnymi dowodami.
Nie należy wierzyć w nic, co głosi polska propaganda, jeśli nie zostaną przedstawione twarde dowody na dane wydarzenia. Przypomnijmy wcześniejsze wiadomości. Straż Graniczna stwierdziła, że koczowisko imigrantów przy Usnarzu Górnym znajduje się po białoruskiej stronie, ale nie potrafiła w żaden sposób przedstawić jak rzeczywiście biegnie w tym miejscu granica. Rząd stwierdził, że nielegalni imigranci są zoofilami, na co dowodem miał być filmik z koniem (a w rzeczywistości z krową) w telefonie imigranta, od lat krążący w sieci i zgrany jeszcze z kaset wideo. Polskie służby miały znaleźć atrapę bomby, na którą składał się zegarek naręczny z ustawionym budzikiem i maszynka elektryczna. Polski minister miał stwierdzić, ze białoruskie służby niszczą polskie zasieki, czego dowodem miało być rozpikselizowane zdjęcie funkcjonariuszy białoruskich, po prostu stojących po swojej stronie w okolicy wyrwy w zasiekach. Białoruski funkcjonariusz miał zrobić prowokację, rzucając „czymś” w polski samochód obserwacyjny, ale nawet nie wiadomo czym rzucał, a z filmiku nie wynika w co celował i czy w ogóle w coś celował. Białoruscy funkcjonariusze mieli robić prowokacje, celując z broni do polskich pograniczników i żołnierzy, na co nie ma żadnych dowodów. Tego typu chłamem wiadomości jesteśmy zalewani od początku stanu wyjątkowego, z monopolem państwa na przekazywanie wiadomości z tamtego obszaru.
Przypomnieć trzeba, że to Polska miała kłopoty z nienaruszalnością granic innych państw w ostatnim czasie. Podczas wprowadzania kontroli granicznych w trawniu 2020 polscy żołnierze weszli ok. 30 metrów na terytorium Czech we wsi Pielgrzymów i ustawili tam posterunek graniczny, utrudniając dostęp do zabytkowej kapliczki w Czechach. Natomiast 29 kwietnia 2021 między 2:02 a 2:03 polski śmigłowiec uderzeniowy Mi-24 „przypadkowo” wleciał na Białoruś – ten przypadek potwierdziło Wojsko Polskie, kiedy Białorusini mówili wcześniej o kilku podobnych przypadkach.
W takich okolicznościach nie ma co wierzyć polskim służbom w cokolwiek niepodparte twardymi dowodami. Złą robotę robią też „wolne media”, bo tego typu wiadomości puszczają dalej. Zamiast je całkowicie olewać, to puszczają dalej, często po prostu przeklejając komunikaty prasowe. Wszak liczy się klikalność, temat jest poczytny i zawsze to lepsza „jakaś wiadomość” niż cisza w temacie przez brak możliwości pracy w terenie.
W tę narrację nie wpisał się zastępca naczelnika miasta Michałowa, Konrad Sikora, bądź co bądź przedstawiciel polskich władz terenowych na obszarze w części objętym stanem wyjątkowym. Mówi on o katastrofie humanitarnej. Według niego nie jest możliwe, aby zginęło tylko 10 nielegalnych migrantów. Do tej pory musiało zginąć co najmniej 70, ale być może nawet 200. Takiej wypowiedzi udzielił niemieckiej prasie.
Czemu służy puszczanie wiadomości o prowokacjach służb białoruskich, niepodpartych żadnymi dowodami? Napędzaniu nagonki na Białoruś. Ochrona granicy, włącznie ze strzelaniem i budową muru, jest słuszna, ale nie w wydaniu prawicowego rządu i burżuazyjnego państwa. To państwo nie stosuje cywilizowanych metod ochrony granicy, co widać po siłowym wypychaniu czy wywożeniu nielegalnych imigrantów na granicę w lesie. Tak robią dzicy ludzie, więc nie można po nich oczekiwać, że spóźniona budowa muru również będzie cywilizowana w takich okolicznościach. Do tego władze stosują wojenną retorykę, nie skierowaną na obronę własnego kraju, a na tworzenie urojonego wroga. W tym czasie, kiedy rośnie uzależnienie Polski od Stanów Zjednoczonych, a do Polski sprowadzani są migranci z Ukrainy.
Przecież to właśnie na Białorusi leży w dużej mierze rozwiązanie kłopotu. Wystarczy się porozumieć z Białorusią, przywrócić normalne, zdrowe więzi, oparte na przyjaznej neutralności, poszanowaniu suwerenności, uwzględnieniu odmienności interesów narodowych i nie ingerowaniu w sprawy wewnętrzne. Dzięki czemu przywrócona zostałaby współpraca graniczna. Można im nawet dopłacać, bo to po ich stronie jest w dużej mierze infrastruktura chroniąca granicę (strefa graniczna z tak zwaną sistiemą). No i równocześnie należałoby odciąć się od sprawstwa wojen w innych krajach – przywrócić prawidłowe stosunki z wyzwolonym Afganistanem, odbudować domy, drogi, szkoły, szpitale, zakłady itd., które zostały zniszczone w wyniku ataku Polski na Irak i Afganistan a także promować tego typu pokojową postawę wobec innych państw. Niestety, ale taka wizja wydaje się jakąś mrzonką i zamiast tego jesteśmy codziennie karmieni nierzetelnymi lub wymyślonymi wiadomościami podsycającymi białorusofobię, rusofobię i nienawiść wobec nielegalnych imigrantów, którzy są mordowani na granicach przez działania białopolskich władz.