Polska zaliczyła kolejną wtopę wizerunkową i po raz kolejny straciła wiarygodność w obliczu kryzysu migracyjnego, do którego się przyczyniła. Łączenia na żywo z miejsca wydarzeń, po białoruskiej stronie, przy samej granicy, zaczęły prowadzić zachodnie środki masowego przekazu. Widać „reżim Łukaszenki” pozwala im na więcej niż polskie władze.
Białoruskie władze podobno prowadzą wojnę hybrydową przeciwko Polsce, a Polska podobno tylko się broni i nie robi nic złego. Fakty temu przeczą, a jednym z nich jest swoboda działania dziennikarzy. Po stronie białoruskiej nie ma żadnego stanu wyjątkowego, co oznacza że wszelkie działania Białorusi na tamtym obszarze są jawne, każdy może je nagrywać lub w inny sposób je uwieczniać. Oczywiście granica nie jest pozostawiona całkowicie bez nadzoru białoruskich służb, niemniej dziennikarze mają dużą swobodę działania. W zasadzie od początku kryzysu migracyjnego były sprawozdania z samej granicy. Najpierw były to sprawozdania wyłącznie białoruskich dziennikarzy. Później dołączyli tam dziennikarze rosyjscy. Z materiałów Russia Today korzystały nawet niektóre zachodnie agencje prasowe, a Sputnik robił przekazy na żywo.
W miarę rozwoju wydarzeń, w końcu i zachodnie agencje prasowe pojawiły się na miejscu po stronie białoruskiej. Łączenia na żywo prowadzi amerykańska Kablowa Sieć Wiadomości (CNN) i państwowa Brytyjska Korporacja Radiofoniczna (BBC). Na miejscu są też dziennikarze amerykańskich Nowojorskich Czasów (New York Times) oraz Agencji Rojtera (Reuters). Zapewne niebawem pojawią się kolejni.
Polscy dziennikarze, gdyby byli rzetelni, też by się postarali o wejście na pas przygraniczny od strony białoruskiej. Wprost padały takie zapowiedzi ze strony władz Białorusi, że jest taka możliwość dla polskich dziennikarzy. No ale to by nie pasowało do narracji, że „Białoruś sieje dezinformacje” i że „zamyka niezależnych, polskich dziennikarzy, jak Andrzej Stanisławowicz Poczobut”.
Wjazd zachodnich środków przekazu na Białoruś do miejsca przy granicy nie oznacza, co oczywiste, że stały się one nagle rzetelnymi i przedmiotowymi wobec Białorusi. Niemniej siłą rzeczy, prowadząc stamtąd sprawozdania, muszą oni przedstawić co nieco wydarzeń niewygodnych dla Polski, jak bezpośrednie rozmowy z imigrantami czy patowe działania polskich służb stojących tuż obok. Polskie władze po raz kolejny się skompromitowały. Natomiast polskie środki masowego wpadły małą w konsternację.
Białoruskie władze podobno prowadzą wojnę hybrydową przeciwko Polsce, a Polska podobno tylko się broni i nie robi nic złego. Fakty temu przeczą, a jednym z nich jest swoboda działania dziennikarzy. Po stronie białoruskiej nie ma żadnego stanu wyjątkowego, co oznacza że wszelkie działania Białorusi na tamtym obszarze są jawne, każdy może je nagrywać lub w inny sposób je uwieczniać. Oczywiście granica nie jest pozostawiona całkowicie bez nadzoru białoruskich służb, niemniej dziennikarze mają dużą swobodę działania. W zasadzie od początku kryzysu migracyjnego były sprawozdania z samej granicy. Najpierw były to sprawozdania wyłącznie białoruskich dziennikarzy. Później dołączyli tam dziennikarze rosyjscy. Z materiałów Russia Today korzystały nawet niektóre zachodnie agencje prasowe, a Sputnik robił przekazy na żywo.
W miarę rozwoju wydarzeń, w końcu i zachodnie agencje prasowe pojawiły się na miejscu po stronie białoruskiej. Łączenia na żywo prowadzi amerykańska Kablowa Sieć Wiadomości (CNN) i państwowa Brytyjska Korporacja Radiofoniczna (BBC). Na miejscu są też dziennikarze amerykańskich Nowojorskich Czasów (New York Times) oraz Agencji Rojtera (Reuters). Zapewne niebawem pojawią się kolejni.
Polscy dziennikarze, gdyby byli rzetelni, też by się postarali o wejście na pas przygraniczny od strony białoruskiej. Wprost padały takie zapowiedzi ze strony władz Białorusi, że jest taka możliwość dla polskich dziennikarzy. No ale to by nie pasowało do narracji, że „Białoruś sieje dezinformacje” i że „zamyka niezależnych, polskich dziennikarzy, jak Andrzej Stanisławowicz Poczobut”.
Wjazd zachodnich środków przekazu na Białoruś do miejsca przy granicy nie oznacza, co oczywiste, że stały się one nagle rzetelnymi i przedmiotowymi wobec Białorusi. Niemniej siłą rzeczy, prowadząc stamtąd sprawozdania, muszą oni przedstawić co nieco wydarzeń niewygodnych dla Polski, jak bezpośrednie rozmowy z imigrantami czy patowe działania polskich służb stojących tuż obok. Polskie władze po raz kolejny się skompromitowały. Natomiast polskie środki masowego wpadły małą w konsternację.