01 maja 2019

Bezbożnictwo jest najlepsze

Ateizm, czyli bezbożnictwo jest oznaką postępu. Dążyć powinniśmy do stopniowej ateizacji społeczeństwa, co przyniesie duże korzyści całej zbiorowości jak i każdemu z osobna. Na czym polega wyższość bezbożnictwa nad wiarą w boga? W tym wpisie rozprawię się z wiarą w boga.

Boga oczywiście nie ma, jest to postać całkowicie wymyślona przez człowieka dla różnych celów i żadna nauka nie potwierdziła jego istnienia. Z razu odezwą się niektórzy, że być może rozwój nauki nie pozwala obecnie na udowodnienie istnienia boga albo że to w ogóle przerasta możliwości nauki. Nauka rzeczywiście nie zbadała jeszcze całego świata, są pewne luki w wyjaśnianiu np. ewolucji człowieka, ale przecież bynajmniej nie jest to dowodem na istnienie jakichś nadprzyrodzonych bóstw. Co właściwie jest złego w tym, że ludzie wierzą w boga? Bardzo wiele, o czym niżej. Opiszę to z polskiego punktu widzenia, ale przemyślenia te są uniwersalne i można je dopasować do każdego wyznania.

Zwolennicy wiary w boga twierdzą, że wiara daje człowiekowi jakieś uduchowienie, wrażliwość, pomaga przetrwać trudne chwile w życiu. To tylko złudzenie i oznaka słabości człowieka. Człowiek jest istotą uduchowioną samą z siebie i nie potrzebuje kościoła by przeżywać różne emocje. Podobnie jest z trudnymi chwilami. Jeżeli człowiek musi uciekać się do religii w trudnych chwilach, świadczy to o jego słabości, bo racjonalnie tego nie da się wytłumaczyć. Człowiek nie potrzebuje wiary w istnienie czegoś nie ma. Wsparcia w trudnych chwilach mogą udzielić przyjaciele, rodzina. W trudniejszych przypadkach zrobią to zawodowcy jak psycholog, psychoterapeuta lub psychiatra, którzy podejdą do tego z naukowego punktu widzenia.

Co gorsza, religia odciąga od walki o lepszy byt. Nakazuje nadstawiać drugi policzek, dźwigać krzyż albo nawet poświęcać własne życie dla wymyślonego pośmiertnego zbawienia które nie istnieje. Tymczasem powinniśmy dążyć do zbawienia za życia, do zapewnienia sobie jak najlepszego bytu w ramach wspólnoty ludzkiej. Nie tylko dla nas, ale także dla kolejnych pokoleń.

Tu pojawia się kolejne pytanie. Skoro nie ma czegoś takiego jak pośmiertne zbawienie, to jaki jest sens życia? Skoro po śmierci jedyne co po nas pozostanie to szczątki, to po co w ogóle żyć? Żyć by tylko przeżyć? Nie, żyjemy dla innych, by w miarę możliwości dać kolejne życie i dla kolejnych pokoleń. Powinniśmy żyć tak, aby przed śmiercią mieć poczucie dobrze wykonanego obowiązku na rzecz wspólnoty ludzkiej. Aby przynajmniej pozostały po nas w umysłach najbliższych na lata same najlepsze wspomnienia. A jeżeli mamy możliwości, to aby kolejne pokolenia czerpały z naszego dorobku. Takie osoby jak Mikołaj Mikołajewicz Kopernik, Maria Salomea Władysławowna Skłodowska-Kiuri albo Albert Hermanowicz Ejnsztejn są „nieśmiertelne”, bo nieśmiertelny jest ich dorobek z którego będą czerpać kolejne pokolenia, ich osoby będą wspominane przez wieki. Podobnie jak Włodzimierz Iljicz Lenin, żołnierze radzieccy w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej czy wiele innych wielkich bohaterów. Niektórzy z nich poświecili życie dla nas, aby nam żyło się lepiej. Oczywiście nie każdy ma możliwości bycia wielkim, niektórzy pozostaną wielkim tylko dla mniejszej czy większej zbiorowości, inni tylko dla rodziny. I to właśnie chodzi w sensie życia.

Zdaniem niektórych, religia jest jednak potrzebna, bo daje pewne wskazówki moralne, pomaga odróżnić dobro od zła. Czy aby na pewno? Powszechnie wiadomo, że w „Koranie” są zapisy których bynajmniej nie możemy uznać wskazówki do odróżnienia dobra od zła. Nie tylko w „Koranie”, w „Piśmie świętym” bez kłopotu znajdziemy podobne treści. Zwłaszcza w „Starym testamencie” znajdziemy nawoływania do nienawiści, gwałtów, niewolnictwa. „Nowy testament” stara się trochę naprawić błędy „Starego testamentu”, ale i tam znajdziemy różne kwiatki. Weźmy jednak na tapetę „Dziesięć przykazań”, które przez chrześcijan są wyznacznikiem zasad jakimi powinni kierować się ludzie aby panowało dobro. Już sama ich kolejność jest dyskusyjna, bo pierwsze trzy przykazania odnoszą się do Boga, aby nie mieć innych bogów, nie wzywać jego imienia nadaremno i święcić dzień święty. Poważnie, to są najważniejsze zasady? Kolejne przykazania też są dyskusyjne, z nich tylko dwa uznać za powszechnie obowiązujące prawa: nie zabijaj i nie kradnij. Tyle, że pierwsze nie powinno być bezwzględne, bowiem powinna istnieć kara śmierci za najcięższe przestępstwa. Gdyby żołnierze polscy i radzieccy się do tego przykazania stosowali, to nie byłoby dobrze na świecie. Pozostałe przykazania są już tylko subiektywnymi zasadami. Dlaczego wśród przykazań nie ma „nie torturuj” czy „nie gwałć”? Przecież to dla większości ludzi będzie ważniejsze od np. cudzołożenia. Poza tym czy człowiek rzeczywiście potrzebuje kościelnych zasad, aby nie zabijać i nie kraść? Przecież człowiek nie potrzebuje mieć nad sobą bicza w takiej postaci, aby wiedzieć że zabijanie innych ot tak jest po prostu złem.

Skąd więc pochodzi moralność? Skoro nie pochodzi ona od religii, to może jest ona czynnikiem kulturowym, narzuconym jednostkom przez ogół społeczeństwa? Gdyby tak miało być, to oznacza że równie dobrze ten ogół społeczeństwa mógłby ją odrzucić na rzecz bardziej „dzikich” zasad. Nic bardziej mylnego, otóż moralność człowieka pochodzi z przyrody. Tak, człowiek pewne zasady moralne ma z natury, co zostało dowiedzione naukowo. Małpy człekokształtne, od których prawdopodobnie wywodzi się gatunek ludzki, mają podobne podstawowe wartości moralne. Oczywiście stosownie do rozwoju, przez co nie tak rozbudowane jak ma człowiek. U małp człekokształtnych możemy zaobserwować wzajemną pomoc, opiekę nad słabszymi i chorymi, stałość partnera, rodzinność, troskę o własne dziecko. Obserwowane są uczucia takie jak współczucie. Nawet tak ludzki gest jak poklepanie po ramieniu jako wyraz pocieszania jest obserwowany w naturze u małp człekokształtnych. Małpy żyją w stadzie, bo korzyści osiągane ze wspólnoty są większe niż indywidualność. Oczywiście także u małp niedopuszczalne jest zabijanie innych osobników, znęcanie się nad innymi czy zadawanie bólu.

Religia wręcz przeszkadza w moralności, czego dowodem są rozmaite konflikty wyznaniowe, nierzadko krwawe. Kościół wielokrotnie w przeszłości pokazywał, że piąte przykazanie dopasowuje do własnych interesów. Poszczególne wyznania zwalczają się nawzajem, niczym konkurencja na wolnym rynku.

Spójrzmy jeszcze na to, jak są traktowane kobiety przez kościół. Pod płaszczykiem tradycji, opisanych przed laty w „Piśmie świętym”, kobieta jest traktowana jak służąca mężczyźnie. Znowu spójrzmy do „Dziesięciu przykazań”, które zakazują pożądania żony bliźniego swego. Kobieta już może pożądać męża swojej bliźniej? Skupiono się tylko na mężczyźnie, a kobietę całkowicie pominięto. Kobiety w kościele są całkowicie nierównouprawnione. Takie stosunki męsko-żeńskie Kościół proponuje także w życiu codziennym.

Może jest jednak korzyść w religii? Czy jest nią obrzędowość? Byłoby tak, gdyby jednak nie treści religijne kryjące się pod tymi obrzędami. Potrzeba obrzędowości jak najbardziej wychodzi od człowieka. Tyle, że kościół nie jest nam w tym potrzebny. Skoro kościelne obrzędy wymyślił człowiek, to równie dobrze człowiek może wymyślić świeckie obrzędy. To my sami tworzymy sobie odświętność, to od nas samych zależy jak będziemy przeżywać ważne wydarzenia w życiu człowieka. Nie potrzeba do tego kościoła. Jest całe mnóstwo świeckich lub ludowych świąt: Sylwester / Nowy Rok,  Gromnica, Ostatki, Dzień Obrońcy Ojczyzny, Międzynarodowy Dzień Kobiet Pracujących, Wierzbica. Jare Święto, Wiosenne Święta, Dzień Mężczyzn, Święto Ludowe, Święto Ognia i Wody (Noc Kupały), Święto Matki Ziemi, Święto Plonów, Dzień Zmarłych i Poległych, Katarzynki, Andrzejki, Spas Zimowy, Święto Godowe, Gwiazdka. Wiele z nich jest w naszej tradycji starszych, z okresu przedchrześcijańskiego, część z nich kościół nie mogąc zwalczyć przyjął jako własne. Także obrzędowość świecka może być bardziej rozwinięta: uroczystość nadania imienia w urzędzie stanu cywilnego zamiast chrztu, pasowanie na młodzika zamiast pierwszej komunii, uroczystość pasowania na obywatela zamiast bierzmowania, ślub cywilny zamiast ślubu kościelnego, pogrzeb świecki zamiast kościelnego.

Co gorsza, Kościół wykorzystuje obrzędowość do własnych celów. Z pozoru chrzciny, ślub kościelny czy pogrzeb kościelny nikomu nie szkodzą, ale Kościół lubi się chwalić ile to osób jest chrzczonych czy też po śmierci ma krzyż na nagrobku. Co więcej, chrzciny to zapisanie dziecka do Kościoła bez jego świadomości bez możliwości całkowitego wypisania. Kościół umacnia także tzw. przymus kulturowy, przez co wiele osób nie wierzących w boga jest zmuszanych przez najbliższą rodzinę do różnego uczestnictwa. Widać to po liczbie osób ochrzczonych względem osób rzeczywiście oświadczających o wierze w boga. Nie obchodzenie Bożego Narodzenia i Wielkanocy, brak ślubu kościelnego czy brak chrzcin nie są w Polsce traktowane jako coś zupełnie normalnego.

Jaki jest więc sens wiary w boga? Przecież jednak wiele ludzi na świecie wyznaje wiarę. Skoro boga nie ma, a wiara nie jest potrzebna do sfery emocjonalnej, nie służy walce o lepszy byt, nie nadaje sensu życia, nie jest źródłem moralności, nie jest potrzebna do przeżywania najważniejszych wydarzeń życiowej, to właściwie jaki jest jej prawdziwy sens? Sensem jest panowanie nad człowiekiem. Taki cel przyświeca Kościołowi od wieków i nic w tej kwestii się nie zmienia, mimo ładnych słów. Takie panowanie nad człowiekiem można wykorzystać do różnych celów, w tym pieniężnych co widać zwłaszcza w Polsce. Kościół Katolicki jest największym po Skarbie Państwa właścicielem nieruchomości gruntowych. Kościół może być też wykorzystywany do celów politycznych, tak jak to miało miejsce w Polsce kiedy Kościół brał udział w zmianie ustroju przeciwko społeczeństwu. Osoby wierzące i chodzące do Kościoła mogą temu zaprzeczać i twierdzić, że wcale się z tym nie zgadzają, ale faktem jest że chociażby zwykłe uczestnictwo we mszy, bez dawania na tacę, jest umacnianiem instytucji Kościoła.



Dlatego też należy dążyć do coraz większej ateizacji społeczeństwa. Musimy odrzucić wiarę w bóstwa i wyzbyć się kościelnych zwyczajów, świąt i obrzędów. Oczywiście nie powinno to być usilne zakazywanie czy burzenie kościołów, a stopniowe uświadamiane społeczeństwa i upowszechnianie świeckości. To da korzyści ogółowi i nam samym.